Dotarła do mnie informacja, jakoby przedstawiano mnie jako człowieka, który chce sprywatyzować czeladzkie szkoły.
Po pierwsze to jakieś totalne nieporozumienie – samo słowo “prywatyzacja” jest tu absolutnie nie na miejscu. Podawane samo w sobie może budzić jakiś nieokreślony lęk, obawę. A nie mam tego typu zamierzeń. Skąd taka informacja!?!
Po drugie – mogę się tylko domyślać, że to plotki celowo rozsiewane w tej zakłamanej formie, by zdyskredytować mnie w oczach czeladzkiego grona pedagogicznego, licząc na to, że ktoś coś usłyszy, ktoś powtórzy, ktoś nie sięgnie do źródła. Jestem już lekko przyzwyczajony, bo już nie takie o mnie rozsiewa się plotki.
Po trzecie – domyślam się, że przyczyną tej konkretnie plotki, jest artykuł Tomasza Cukiernika w gazecie Nowoczesna Czeladź, w którym opisuje sytuacje szkolnictwa w Jarocinie, gdzie ponad połowa szkół zarządzana jest przez stowarzyszenia a nie gminę. Ale w używanym wobec mnie słowie „prywatyzacja” nie ma rozwinięcia tez z artykułu.
Po czwarte – wierzę w nauczycielski rozsądek i umiejętność analizy. W artykule jest tylko pokazanie pewnej możliwości, wskazanie na przykładzie, że w różnych dziedzinach można iść innymi drogami niż sztampowe. Ale do choćby częściowej realizacji takiego akurat pomysłu (a jest wiele innych rozwiązań) bardzo długa droga. I to nie od burmistrza zależy, czy jest w ogóle możliwa. Jeśli już, to potrzebna byłaby inicjatywa oddolna, odpowiednie uchwały poprzedzone analizą i konsultacjami.
Po piąte – niezależnie od powyższego, proszę wnikliwie przeczytać tamten artykuł i wyciągnąć rzeczywiste wnioski. W każdym przypadku przejmowania szkół przez stowarzyszenia i uczniom, i nauczycielom poprawiły się warunki. Więc może nie ma się czego bać? 🙂
W razie pytań jestem do dyspozycji
Stanisław Pisarek